Dlaczego dobrze czasami czuć się bezradnym?

W dorosłym życiu chcemy czuć się kompetentni, silni i mieć poczucie sprawczości. A jednak zdarzają nam się sytuacje, które przerastają nasze siły i z którymi nie możemy sobie sami poradzić. Bezradność, której wtedy doświadczamy z pewnością nie znajdzie się w pierwszej dziesiątce najbardziej lubianych uczuć. Rzadko zdajemy sobie sprawę z tego, jak bardzo bylibyśmy bez niego niekompletni i jak wiele mu zawdzięczamy.

Po co bezradność jest nam potrzebna w dorosłym życiu?

Może jednak zacznijmy od dzieci.

Kiedy patrzymy na nie, to oznaki ich słabości wzruszają nas. Łzy w ich oczach nas rozczulają, bo kiedy je widzimy, dostrzegamy zaufanie, jakim nas darzą. Jesteśmy gotowi z jednej strony pocieszyć je, przytulić okazać im zrozumienie a z drugiej zatroszczyć się o nie i pomóc im rozwiązać ich problemy. Fakt, że jesteśmy w stanie to wszystko zrobić sprawia nam przyjemność i satysfakcję: mamy okazję okazać naszą miłość i zdajemy sobie sprawę ze swojej własnej siły i skuteczności, którą cieszymy się jako dorośli.

Zwykle osoby, które doznały takiej troski, jako dzieci, nie mają też problemu z okazaniem swojej bezradności jako dorośli.

Co innego, kiedy z jakichś powodów nasi rodzice albo opiekunowie w dzieciństwie zawiedli nas: nie widzieli lub nie chcieli widzieć naszych trudności i w kryzysowych dla nas sytuacjach odmawiali nam uwagi, empatii lub pomocy.

Podobnie może się stać, kiedy spotkała nas przemoc psychiczna, seksualna lub fizyczna, w której prześladowca wykorzystał naszą bezsilność i nie znalazł się nikt, kto stanąłby w naszej obronie.

Adresowane do nich sygnały naszej bezradności pozostawały bez odpowiedzi lub były karane, tak że w końcu przez proste warunkowanie oduczyliśmy się je wysyłać. Nauczyliśmy się, że jeżeli nie poradzimy sobie sami, to nie możemy na nikogo liczyć.

Mamy wrażenie, ze zawsze musimy sobie radzić, kontrolować sytuację i wiedzieć, co zrobić. Jeśli nie wiemy, to i tak udajemy, że tak jest albo czujemy się przyparci do muru i jakoś improwizujemy, proszenie o pomoc raczej nie wchodzi w grę.

Inni mogą na nas polegać i wiedzą, że my zawsze coś wymyślimy. Ufają nam i często podziwiają nas za naszą skuteczność. Nawet jeżeli my sami uważamy ją za ważną i wartościową, to często czujemy się do niej zmuszeni, niejako wciśnięci w rolę kompetentnej osoby, ponieważ w głębi duszy dręczy nas niespełniona tęsknota za tym, żeby ktoś zauważył naszą bezradność, pocieszył nas i pomógł w naszych trudnościach. Osoby, które otwarcie przyznają, że nie wiedzą, co robić mogą w nas przy tym nierzadko wzbudzać irytację, złość albo zazdrość.

Korzyści z okazywania bezradności

I tu pojawiają się dwie korzyści, które płyną z bezradności w naszym dorosłym życiu. Pierwsza z nich jest wewnętrzna: tylko, jeżeli mamy prawdziwy wolny wybór między poproszeniem o pomoc a samodzielnym rozwiązaniem problemu, możemy naprawdę cieszyć się naszą kompetencją i tym, jak dobrze daliśmy sobie radę w trudnej sytuacji. Jedni mogą preferować pierwsze rozwiązanie, inni to drugie, podobnie jak jedni wolą mieć nad głową dach nad głową a inni otwartą przestrzeń, ale jeśli jesteśmy skazani na samodzielność przez wewnętrzne uwarunkowanie, to nie będziemy mogli jej docenić, podobnie jak więzień nie doceni faktu, że pobyt w celi chroni go przed deszczem.

W szkole, w pracy, w organizacji …

Druga korzyść jest oczywista i leży w świecie zewnętrznym, kontakt z własną bezradnością pozwala nam skutecznie prosić o pomoc i otrzymywać ją. Paradoksalnie im większą swobodę przyznajemy sobie w byciu bezradnym, tym skuteczniej możemy uzyskać pomoc od innych. Nie jest to może na dłuższą metę najbardziej polecana taktyka robienia kariery, zdobywania wykształcenia i realizacji naszych zamierzeń w życiu, ale z pewnością się przydaje.

Nie jesteśmy w stanie przejść przez szkołę, pracę, biznes czy inną działalność polegając wyłącznie na swoich umiejętnościach, kompetencjach i ciężkiej pracy. Żeby się czegoś nauczyć, trzeba najpierw zaakceptować fakt, ze się czegoś nie umie. Sokratejskie „Wiem, że nic nie wiem.” jest w gruncie rzeczy pochwałą bezradności. W trudnych sytuacjach nowe perspektywy otwierają się, jeśli najpierw przyznamy, że wszystkie znane mam dotąd środki zawiodły.

Kiedy pracujemy w zespole musimy też przyznawać się do naszych słabych stron i polegać na umiejętnościach innych. Osoba, która do ostatniej chwili nie dopuszcza do siebie myśli, że nie potrafi czegoś zrobić, spowodowała już niejeden spektakularny fakap.

A jeśli jesteśmy liderem, szefem czy przywódcą, zdolność do oddawania odpowiedzialności za większą część zadań staje się kluczowa. Szef, który osobiście robi wszystko, co należy do zadań pracowników albo kontroluje wszystkie ich działania, jest utrapieniem albo dla nich albo sam dla siebie. Znacie ten przypadek, kiedy ktoś mówi „Wszystko muszę robić sam!” Nie jest to ani przyjemne ani na dłuższą metę zdrowe dla organizacji.

W życiu prywatnym

Dużo ważniejsze jednak niż w szkole, życiu zawodowym czy działalności społecznej korzyści i z bezradności stają się w relacjach prywatnych.

Przyjaźń czy miłość zakładają naszą otwartość wobec drugiej osoby. Już sama wstępna faza miłosnej relacji wymaga od nas odsłonięcia naszej potrzeby kontaktu i narażenia się na odrzucenie. Nikt w dorosłym życiu nie jest bardziej bezradny od zakochanego. Nie ma bezradności większej niż ta wobec własnych uczuć, nad którymi przecież nie mamy kontroli, no chyba że bezradność wobec uczuć, decyzji i działań drugiego człowieka. Ich przecież też nie możemy kontrolować, jeśli chcemy być w relacji z kimś wolnym, dysponującym własną decyzyjnością. Zaakceptowanie swojej bezradności oznacza zaakceptowanie jego wolności.

Dwie osoby w relacji mogą ze sobą pertraktować, namawiać się, zachęcać nawzajem do różnych rzeczy i prosić o nie, ale nie kontrolują partnera i nie mają pewności, że zareaguje tak jak chcą. Autentyczna relacja zawsze oznacza pewien stopień niepewności, a niepewność to bezradność. Chociaż często trudna, to ona jest niezbędnym czynnikiem szczęścia. Jeśli masz wątpliwości, to przypomnij sobie jakiś szczęśliwy moment w relacji z kimś – czy cieszyłeś się wtedy, że wszystko idzie zgodnie z twoim planem, czy może pozwoliłaś się zaskakiwać i czekałaś z otwartością na to, co się wydarzy.

Kompetencja pozwala nam przeżywać zadowolenie i radość ze swojej siły i sprawczości, ale komponentą szczęścia równie często bywa bezradność. Żeby na przykład przezywać stany błogości, radości, rozkoszy czy uniesienia, trzeba dać się ponieść uczuciom, innej osobie, rozwojowi wypadków i zrezygnować z kontroli.

Tu wielu z nas pomyśli o zaufaniu: jeśli mam przed kimś odsłonić swoją bezradność, to chciałbym mu przecież móc ufać i wiedzieć, czego się mogę po nim spodziewać.

Zaufanie, bliskość i intymność w relacji dwie osoby budują długo - i oznacza to między innymi okazywanie swoich trudnych uczuć, odsłanianie wrażliwych miejsc i potrzeb, opowiadanie o swoich rozterkach i porażkach, obawach i lękach. Żeby ten proces mógł się rozwijać, potrzebujemy czasem narazić się na ryzyko bycia niezrozumianym czy zranionym.

Ale w dorosłym życiu sami wybieramy osoby, przed którymi chcemy to ryzyko podjąć i chcemy się otworzyć. A jeżeli czyjaś reakcja okaże się dla nas raniąca, możemy też powiedzieć o tym, poprosić o wyrozumiałość, albo wycofać się z relacji.